Inna dusza (
Orbitowski Łukasz)
została wydana w 2015 r. w serii na F/aktach i oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce pod koniec lat 90. w Bydgoszczy. Sprawa podwójnego morderstwa: 13-letniego chłopca – kuzyna nastoletniego sprawcy, a następnie po kilku latach, jego młodej sąsiadki, była na tyle okrutnym i wstrząsającym wydarzeniem, że zawładnęła wyobraźnią autora i stała się kanwą jego nagrodzonej Paszportem Polityki powieści. Od razu zaznaczam, że nie zdecydowałam się na tę lekturę. W roku wydania książki (2015), gdy byłam jeszcze słuchaczką radiowej „Trójki”, powieść czytano w odcinkach, a że często słucham radia podczas wykonywania innych czynności łącząc przyjemne z pożytecznym, postanowiłam zrobić tak i tym razem. Niestety nie dałam rady, nie odnalazłam w niej żadnego z powyższych składników, za to ogromną dawkę przygnębiającej, ponurej atmosfery, okrucieństwa, niewątpliwie bardzo sprawny portret czasów i mojego miasta, choć pokazanego bardzo jednostronnie i z jak najgorszej, najciemniejszej strony. Książki, jak już wspomniałam, celowo nie czytałam, więc nie mam zamiaru jej oceniać, bo też nie na tym chciałabym się skupić.
W 2019 roku na deski Teatru Polskiego w Bydgoszczy weszła sztuka pod tym samym tytułem i w oparciu o powieść Łukasza Orbitowskiego napisana. Grana jest zresztą do dzisiaj i nagrodzona na 26. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. W opisie przedstawienia na stronie Teatru czytamy: „..Michał Siegoczyński, reżyser ceniony za przenikliwą obserwację postaci, o których mówi ze sceny, bierze na warsztat historię bydgoskiego mordercy. Czym jest ów „pierwiastek zła”, który świadkowie procesu rzekomo widzieli w oczach oskarżonego? Czy chęć destrukcji przychodzi z zewnątrz, czy jest uśpiona w każdym z nas? I w końcu, co może czuć człowiek, kiedy pozbawia życia drugiego człowieka?”[1]
I z tym mam właśnie problem. Pamiętajmy, że wydarzenia, o których mówią powieść i sztuka, miały miejsce w mieście w którym jest wystawiana, mniej więcej dwadzieścia lat temu, a ofiary i sprawca byli wówczas nastolatkami. W Bydgoszczy prawdopodobnie wciąż żyją ich rodzice, krewni, szkolni koledzy. Czy oni także będą chcieli dociekać, tak jak reżyser, pochodzenia „pierwiastka zła”, źródeł destrukcji psychiki mordercy? Myślę, że dla nich to jedynie kolejny bolesny powrót do traumatycznych wydarzeń, od których ucieczki i tak już nie mają. Przechodząc obok teatru i widząc trzepoczącą na wietrze reklamę przedstawienia – to długa wstęga rozpięta na maszcie - wciąż myślę wyłącznie o nich. Oczywiście nie znam tych ludzi i nie wiem nawet, czy tu jeszcze mieszkają, choć można domniemywać, że tak.
Stawiam sobie więc, to tak często już stawiane pytanie o granice sztuki i wrażliwość na cierpienie, które może wywoływać. Czy reżyser przedstawienia z równym pietyzmem zastanawia się, co czuje matka zamordowanej dziewczyny, która zdążyła jeszcze zadzwonić do niej i krzyknąć „ – Mamo, przyjedź jak najprędzej!”, czy może te zbrodnie stały się już własnością publiczną i można je z powodzeniem brać na artystyczny „warsztat”.
Wiem, nie jestem w swojej ocenie obiektywna i z pewnością nie przeanalizowałam wszystkich możliwych sposobów patrzenia na ten problem. To moja osobista i dość gorąca refleksja, bo życia teatralnego, aż tak dokładnie nie śledzę i dowiedziałam się o tej sztuce właśnie z tej powiewającej reklamy, niedawno. Ale cóż, kryminałów prawie nie czytuję i nie lubię dowiadywać się o szczegółach rozbierania zła na czynniki pierwsze. Nie odpowiada mi w literaturze i w pozostałych dziedzinach sztuki nadmierne skupianie się na postaciach ludzi psycho- czy socjopatycznych, a w tym przypadku nie jestem nawet przekonana co do edukacyjnej roli tego konkretnego przedstawienia. Znajduję jednak zasadniczą różnicę pomiędzy tworzeniem fikcji w celu osiągnięcia efektów w literaturze, filmie czy na scenie, a korzystaniem z gotowych scenariuszy, które pisze życie, a raczej niewyobrażalnie okrutni ludzie. Z przykrością zauważam, że szeroko pojęte "zło" to współcześnie powszechnie używany magnes na przyciągnięcie czytelnika czy innego odbiorcy sztuki. Podobno, żeby zapewnić sobie "klikalność" w internecie nieodzowne jest dodanie słowa "masakra", "krwawy" czy "potworny" - to bardzo przygnębiające. Uff, cieszę się, że wyrzuciłam z siebie tę smutną refleksję, z którą mierzę się od kilku dni.
[1] https://www.teatrpolski.pl/inna-dusza-2021.html
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.